Tym razem cofniemy się pamięcią trochę wcześniej, bo do roku 2011. Wtedy to właśnie Michał Olejnik zdobył wraz z kolegami z drużyny, sztafetowe mistrzostwo świata juniorów. Poniżej przedstawiamy wspomnienia Michała z tych pamiętnych Mistrzostw.
PRZYGOTOWANIA DO STARTÓW
Młodzieżowe Mistrzostwa Świata w 2011 roku rozgrywane były w Polsce, a dokładniej w okolicach Wejherowa. Pamiętam, że od momentu w którym dowiedziałem się, że MŚ odbędą się w moim kraju, w moich oczach można było zobaczyć błysk za każdym razem kiedy myślałem o tym starcie.
Przygotowania do tych zawodów rozpocząłem już w 2009 roku. Stworzyliśmy w kilka osób świetny TEAM, co miało bardzo ważny wpływ na całe przygotowania oraz sam start. Dla mnie najcenniejsza była współpraca z moim przyjacielem Rafałem Podzińskim. Całe 2 lata mając wspólny główny cel – przygotowania do JWOCa 2011 (Junior World Orienteering Team) rywalizowaliśmy ze sobą na zawodach, ale pomiędzy startami analizowaliśmy wspólnie swoje biegi oraz wspieraliśmy na wielu płaszczyznach. W Biegu na Orientację (zwłaszcza w konkurencjach leśnych) bardzo ważne jest poznanie terenu zawodów, a następnie jak najlepsze przygotowanie się właśnie do tego konkretnego terenu. Właśnie dlatego starałem się spędzić jak najwięcej czasu w okolicach Trójmiasta, dzięki czemu umiejętność nawigacji w terenie mistrzostw miałem opanowaną do perfekcji. Tutaj świetną robotę wykonali również trenerzy Kadry Narodowej – w 2010 roku Agata Porzycz oraz w roku mistrzostw – Andrzej Olech. Z perspektywy czasu uważam, że ich zaangażowanie było olbrzymie. Ważnym aspektem w Biegu na Orientację jest oczywiście przygotowanie fizyczne. W tej kwestii miałem pełne zaufanie do mojego ówczesnego trenera – Jerzego Woźniaka, który idealnie mnie przygotował. Wstrzeliliśmy się z formą idealnie na czas zawodów. Pamiętam, że czułem się mocny całą wiosnę 2011 roku, a w lipcu moja forma „wystrzeliła”. Na miesiąc przed mistrzostwami biegaliśmy z Finami trening, który był ich kwalifikacjami do tych zawodów. Przyjechali wszyscy najlepsi fińscy zawodnicy, a ja wygrałem z drugim o kilka minut. Ten trening oraz wiele innych startów pozwalało mi wierzyć w świetne wyniki na mistrzostwach.
Dzięki temu, że MŚ rozgrywane były u nas, mieliśmy wiele korzyści. Świetnie znaliśmy tereny, mieliśmy wsparcie psychologa oraz nie musieliśmy przyzwyczajać się do „nowego” kraju. Dodatkowym atutem była liczba kibiców, która była ogromna. Wiem, że na niektórych działało to paraliżująco. Ja jednak jestem typem zawodnika, którego kibice dodatkowo motywują. Na pewno minusem była wyczuwalna presja, której wydawało mi się, że nie odczuwałem. Z perspektywy czasu wiem jednak, że za dużą presję nałożyłem sobie sam.
MISTRZOSTWA ŚWIATA JUNIORÓW, WEJHEROWO, 2-8.07.2011
Mistrzostwa zaczęły się od sprintu rozgrywanego w Lęborku. Mimo, że byłem świetnie przygotowany fizycznie, to nie koncentrowałem się na tym biegu. Oczywiście chciałem wypaść jak najlepiej, ale nie upatrywałem w tym biegu wielkich szans na sukces. Teraz wiem, że dzięki temu moja głowa była „otwarta”, a ja sam nie mając wielkich oczekiwań byłem gotów wykonać świetny bieg. Ostatecznie sprint ukończyłem na 5 miejscu, tracąc do medalu 12 sekund. Przez wiele lat był to mój najlepszy wynik w biegu indywidualnym. Popełniłem w tym biegu kilka małych błędów wariantowych, dlatego jestem pewien, że stać mnie było tego dnia na medal.
Dzień później rozgrywany był dystans klasyczny – konkurencja na której koncentrowałem się najbardziej. Niestety nie był to mój dzień – od samego początku czułem, że nie mogę się rozpędzić, a dodatkowo bolał mnie brzuch. Może chciałem za bardzo, może byłem zmęczony po sprincie, a może zwyczajnie to nie był ten dzień. Skończyłem na 20. miejscu i jak najszybciej chciałem o tym biegu zapomnieć.
Bieg średniodystansowy rozgrywany był w formie dwóch biegów: kwalifikacji oraz finału. Po bardzo dobrym biegu w kwalifikacjach (3 miejsce w swojej grupie) byłem bojowo nastawiony do finału rozgrywanego dzień później. Niestety popełniłem kilka błędów przez co ostatecznie zająłem 16. miejsce. Uważam, że był to dobry wynik, jednak wtedy celowałem dużo wyżej.
PERFEKCYJNY DZIEŃ
Ostatnim startem mistrzostw były sztafety. Po biegach indywidualnych moja głowa „odpuściła”. Nie analizowałem, nie nastawiałem się, podszedłem do tego biegu „na luzie”. Oboje z Rafałem byliśmy pewnymi elementami sztafety. Pozostawała kwestia wyboru trzeciego zawodnika. Po rozmowie z trenerem Kadry doszliśmy do wniosku, że na pierwszej (najkrótszej) zmianie powinien pobiec Piotrek Parfianowicz. Nie miał on wtedy zbyt udanych mistrzostw, ale wiedzieliśmy, że drzemie w nim ogromny potencjał. Piotrek wytrzymał presję i mimo, że przybiegł dopiero na 17. miejscu to strata do czołówki była niewielka. Na drugiej zmianie biegł Rafał, który świetnym biegiem wyprowadził naszą sztafetę na drugie miejsce.
Mój bieg pamiętam bardzo dokładnie w całości. Dość szybko objąłem prowadzenie w biegu. Po niewielkim błędzie oraz dłuższym rozbiciu przeszli mnie Szwed i Hiszpan. Byłem tego dnia bardzo mocny i czułem to! Doszedłem swoich rywali jeszcze przed punktem widokowym, a na przebiegu widokowym, gdzie było mnóstwo „naszych” kibiców czułem się bardzo pewnie. Coś mi mówiło, że to jest mój dzień. Chwilę po przebiegu widokowym zostawiliśmy Hiszpana i w rywalizacji o złoty medal pozostałem ze Szwedem. W kluczowym momencie tego biegu (a może i kluczowym momencie mojej kariery?) podjąłem decyzję o wyborze innego wariantu niż dużo bardziej utytułowany już wtedy Albin Ridefelt. Wykonałem swój wariant szybko i bezbłędnie, nie wiedziałem jednak, czy mój rywal na punkcie już był. Pozostały mi wtedy do pokonania 3 krótkie przebiegi. Zachowałem się wtedy tak, jak powinienem biegać całe te mistrzostwa. Nie koncentrowałem się na moich przeciwnikach ani na wyniku. Biegnąc pewnie nie popełniałem błędów i na ostatni punkt wbiegłem na pierwszy miejscu. Wciąż nie wiedziałem czy jesteśmy na prowadzeniu, ale słysząc wrzawę kibiców przeczuwałem, że właśnie biegnę po złoty medal Mistrzostw Świata. Wspólny finisz z Piotrkiem i Rafałem był pięknym zwieńczeniem zawodów oraz dwóch lat wspólnych przygotowań.
Pierwsze minuty po przybiegnięciu były szalone! Wszyscy krzyczeli, rzucali nas na rękach, lali szampanami i przybijali „piątki”. Czułem, że spełniało się wtedy moje marzenie – coś co nie udało się w biegach indywidualnych, udało się w biegu sztafetowym. Na dekorację oraz Mazurka musieliśmy poczekać kilka godzin. W tym czasie emocje zdążyły już opaść, jednak stojąc na najwyższym stopniu podium, słysząc hymn Polski, nogi uginały się pode mną, a oczy zaczynały szklić – cudowne przeżycia.
CO DAŁ MI TEN SUKCES
Ten wynik otworzył przede mną wiele drzwi. Pamiętam, że tuż po biegu Robert Banach – człowiek legenda polskiego BnO, powiedział mi: „Teraz już Wojsko czeka na Ciebie z otwartymi ramionami”. I tak się stało, już w 2011 rozpocząłem procedury wcielania do Wojskowego Zespołu Sportowego, dzięki czemu do dziś jestem zawodowym biegaczem na orientację. Dodatkowo po mistrzostwach odezwało się do mnie kilka szwedzkich klubów z propozycją zasilenia ich szeregów. Wybrałem wtedy Sodertalje Nykvarn Orientering – reprezentuje ten klub nieprzerwanie od 2012 roku. Dodatkowo tytuł Mistrza Świata pozwolił mi pozyskać kilku sponsorów, dzięki czemu mogłem rozwijać się sportowo na wyższym poziomie. Muszę szczerze przyznać, że ten wywalczony w 2011 roku medal pomaga mi na różnych płaszczyznach do dnia dzisiejszego.
Cieszę się, że mogłem wrócić myślami do tego startu. Wiedząc to co wiem teraz, gdybym miał już to doświadczenie, podszedłbym do tych startów zupełnie inaczej. Wiem, że byłem wtedy bardzo mocny fizycznie, technicznie miałem braki, jednak to sfera mentalna była na najniższym poziomie. Jeśli mogę z tego miejsca doradzić coś młodym zawodnikom, to chciałbym im powiedzieć, żeby pamiętali o rozwoju całościowym. Przygotowanie mentalne jest bardzo często zaniedbywane, a ostatecznie to „mocna i spokojna” głowa decyduje o tym czy jesteśmy w stanie wykorzystać przygotowanie fizyczne i techniczne.
Dodaj komentarz